Po ukończeniu Korony Maratonów Polskich przez chwilę zastanawiałem się co dalej zrobić w kwestii biegania. W zasadzie zaczęło się od całkowitego przypadku, ale skoro już udało się coś osiągnąć, to chyba nie warto na tym poprzestać? Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i coś w tym jest. Zacząłem szukać innych wyzwań biegowych w Polsce, ale poza Koroną Polskich Półmaratonów nie znalazłem niczego, co by mnie satysfakcjonowało. Więc odezwała się we mnie dusza podróżnika i pomyślałem, że skoro tyle podróżujemy to może uda się połączyć w trakcie kolejnego wyjazdu bieganie ze zwiedzaniem i zacząć biegać maratony poza Polską? Od razu pojawiło się pytanie gdzie jechać, jaki maraton wybrać? Czy są jakieś projekty biegowe o zasięgu międzynarodowym? Z pomocą szybko przyszedł wujek Google i okazało się, że jest Korona Maratonów Świata, którą w różnych kombinacjach ukończyło już kilku polaków. Ale czad, jest kolejny cel do zdobycia! 🙂
Czym w takim razie jest Korona Maratonów Świata zamiennie zwana Koroną Maratonów Ziemi? To najprościej mówiąc indywidualny projekt biegowy polegający na ukończeniu maratonu na każdym kontynencie. Nie ma odgórnie wyznaczonego okresu czasu, w jakim trzeba zaliczyć te wszystkie maratony, więc pomysł od razu mi się spodobał. Swoboda wyboru kraju, w którym można przebiec maraton od razu wydała mi się kusząca i długo się nie zastanawiając po kilku dniach szukania miałem już wstępny zarys krajów, w których będę chciał pobiec.
Afryka – Marrakesz (31.01.2016)
Najbliższym maratonem w dostępnym dla mnie terminie okazał się być Marrakesz, więc postanowiłem zacząć od Afryki. Blisko, tanio i nie trzeba brać dużo urlopu – jednym słowem idealnie. W Maroku byliśmy już wcześniej więc wiedzieliśmy czego się spodziewać. Jest decyzja, kupujemy bilety 🙂
Maraton w Marrakeszu nie należy do wielkich imprez masowych – w 2016 roku ukończyło go zaledwie 760 osób. Jednak udział w mniejszym i mniej popularnym maratonie ma dużo plusów. Wpisowe jest niższe i nie ma losowania, więc jeżeli ktoś zdecyduje się pobiec w ostatniej chwili to można w zasadzie zapisać się nawet po przylocie, dzień przed biegiem. Nie trzeba stać w długich kolejkach po odbiór numeru startowego, przy tak małej liczbie biegnących wszyscy startują razem, co skraca okres oczekiwania na starcie i w efekcie nie ma tez tłumów na trasie. Dużo plusów, a Marrakesz jest pięknym miastem więc w trakcie biegu jest co oglądać. Maraton przebiegł sprawnie a organizacja jak na afrykańskie warunki w pełni akceptowalna. W trakcie biegu trasa półmaratonu łączyła się z trasą maratonu, ale oznaczenia były na tyle czytelne, że nie dało się zabłądzić. Mimo, iż jest to kraj muzułmański, nigdzie na trasie nie czułem zagrożenia, a wręcz przeciwnie – wzdłuż trasy stało sporo przyjaznych i kibicujących ludzi, super atmosfera.
Z mojej perspektywy wzięciu udziału w tym maratonie uważam za dobry wybór. Zdecydowanie na plus bliska lokalizacja, a co za tym idzie szybki przelot tanimi liniami, niskie koszty transportu, noclegu i jedzenia na miejscu i przede wszystkim brak losowania. Takim małym minusem jest duża amplituda – rano było w okolicach 6-7 stopni a na mecie prawie 26… Maraton w Marrakeszu polecam zarówno dla osób, które planują ukończyć bieg w Afryce, jak również dla tych, którzy chcą na parę chwil uciec od polskich zimowych temperatur i maja ochotę na krótki city break w styczniu.
Europa – Berlin (25.09.2016)
Jeżeli chodzi o Europę to mógłbym zaliczyć tu każdy z maratonów, które ukończyłem w Polsce w ramach Korony Maratonów Polskich. Natomiast korzystając z okazji, że zostałem wylosowany do Berlina w ramach World Marathon Majors, postanowiłem ten maraton zaliczyć również do Korony Maratonów Świata. Moja szersza relacja z Berlina znajduje się pod tym linkiem.
Ameryka Północna – Nowy Jork (06.11.2016)
Pierwszym maratonem, który ukończyłem w Ameryce Północnej był maraton w Nowym Jorku. Korzystając z okazji, że NYC Marathon wchodzi również w skład World Marathon Majors, udało mi się znowu upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Mimo, iż do USA na maraton pojadę jeszcze przynajmniej dwa razy, maraton nowojorski zaliczam na poczet tego projektu.
Azja – Tokyo (26.02.2017)
Pozytywny wynik losowania do Tokyo był dla mnie po raz trzeci podwójnym szczęściem, bo po Berlinie i Nowym Jorku ten maraton jako ostatni mogę zaliczyć zarówno do World Marathon Majors jak i do Korony Maratonów Świata. Mam w planie jeszcze inne starty w Azji, ale biorąc pod uwagę, że start w Tokyo był moim pierwszym azjatyckim maratonem, postanowiłem zaliczyć go do projektu. A jak było w Tokyo, w kilku zdaniach opisałem pod tym linkiem.
Ameryka Południowa – Mendoza (30.04.2017)
Nie ukrywam, że po trzech wcześniejszych startach w maratonach z top 6, które liczą mi się w obu projektach, czekałem na jakiś mało komercyjny bieg. Zanim padło na daleką Mendozę w Argentynie, długo szukałem i analizowałem jakie miejsce wybrać. Planując maraton w Ameryce Południowej trzeba uważać na położenie miasta i wysokość nad poziomem morza, która wcale nie ułatwia biegania. Chcieliśmy połączyć ten wyjazd z długim weekendem majowym i wejściem na Machu Picchu więc termin w Mendozie pasował idealnie. Lot do Argentyny był długi z trzema przesiadkami i ponad 17h spędzonymi w samolocie… Wylądowaliśmy na miejscu w piątek po południu podziwiając w końcówce lotu Andy z lotu ptaka. Coś pięknego. Szybki transfer do hotelu, prysznice i idziemy na steki 🙂 Po południu jeszcze mały spacer po parkach i szybko poszliśmy spać bo każdy odczuwał długą podróż. W sobotę poza odebraniem pakietów startowych, żeby nie zrobić za dużo kilometrów, postawiliśmy na wycieczkę objazdową lokalnym busem typu Hop-on Hop-off. Taka opcja okazała się być strzałem w dziesiątkę, bo mało chodząc zwiedziliśmy całe miasto i okolice. W niedzielę rano było jeszcze ciemno jak wyszliśmy z hotelu. Z centrum autobusy zabierały maratończyków 42 km poza miasto, bo trasa prowadziła z powrotem do centrum. Po godzinie przyjechaliśmy na miejsce, ciemno, zimo i do domu daleko… Dopiero na starcie widać, że to bardzo mały maraton, i że jesteśmy w trójkę ze znajomymi jedynymi Polakami. Zaraz po starcie zaczęło się rozjaśniać. Biegliśmy piękną trasą miedzy górami. Od czasu do czasu zwalniałem żeby zrobić zdjęcie i nakręcić parę sekund filmu. Do połowy biegło się super – było świeżo, rześko i temperatura całkiem znośna. Druga połowa maratonu prowadziła już przez miasto. Zaczęły się podbiegi nad autostradą i słońce coraz mocniejsze, więc też szybkość biegu trochę spadła. Spokojnym tempem dobiegłem do „Portones del Parque” na 42 km, wyciągnąłem z tylnej kieszeni polską flagę i wbiegłem na metę. Stojący obok Brazylijczycy rozpoznali nasze barwy narodowe i zaczęli skandować „Polonia!, Polonia!”. W takiej super atmosferze zaliczyłem biegowo kolejny kontynent, jak się potem okazało, nawet byłem najszybszy na mecie ze wszystkich trzech Polaków 🙂
Australia – Melbourne (plan na październik 2018)
Antarktyda (2019 lub 2020)
Komentowanie wyłączone.